Witam serdecznie wszystkich. Na wstępie chcę powiedzieć, że mam 17 lat i w sumie moim największym problemem jest obawa przed nowotworem jądra... kiedyś myślałem o tym dzień w dzień, teraz już o tym praktycznie w ogóle nie myślę więc przynajmniej się niczym nie denerwuję. Ale do rzeczy - opiszę swój dosyć skomplikowany przypadek. Wybaczcie, że trochę się rozpiszę ale to jest dosyć skomplikowane.
W dzieciństwie (osobiście tego nie pamiętam, tak mi mówią rodzice) miałem obydwa jądra w mosznie, nie wiem dokładnie kiedy ale jedno jądro (prawe) chyba w okresie dojrzewania wpadło mi w kanał pachwinowy i tam się "zacięło" (myślę, że było ono wędrujące). Pod koniec sierpnia 2011 roku miałem zabieg sprowadzenia tego jądra z powrotem do worka mosznowego. Problem polega na tym, że nie wiem ile czasu to jądro przebywało w kanale pachwinowym, ale podejrzewam że gdzieś około roku albo i więcej (nie wiem, strzelam)... ale chyba jest z nim wszystko dobrze skoro wcześniej było ciągle na swoim miejscu. Czy ten czas w którym przebywało jądro w kanale pachwinowym mogło mieć duże znaczenie? Aktualnie jest ono mniejsze od drugiego jądra które zawsze się znajdywało w mosznie. Gdy byłem w szpitalu przed zabiegiem lekarz mi powiedział, że to jądro by usunął (wytłumaczył mi, że jądro w kanale pachwinowym ma większe ryzyko nowotworzenia itd.), a ja na to że bym sprowadził bo przecież wszystko wyniki USG itp. rzeczy były dobre; rozumiem gdyby to jądro było w kanale pachwinowym od urodzenia, ale ono nie znajdywało się ciągle w tym miejscu. Tak więc jądro zostało sprowadzone (mój wybór, nie wiem czy dobry) i tak od ponad trzech miesięcy wszystko nadzoruje to to jądro wydaje mi się, że jest w dobrym stanie i w ogóle, nic nie wskazuje na to żeby miało się coś złego dziać. Teraz mnie dobija świadomość, że to jądro mogło jednak być usunięte, bo teraz muszę żyć ze świadomością, że w każdej chwili może w tym jądrze rozwinąć nowotwór. Miesiąc po zabiegu poszedłem na USG, bo wykryłem chyba jakąś zmianę (chociaż prawdę mówiąc to już to wyczułem chyba pierwszy dzień po zabiegu) na jądrze. Była to mała zmiana hipoechogenna na tym sprowadzonym jądrze, pani która mi robiła USG powiedziała że to może być jakaś torbiel (mówiła że się jednak nie zna na tym). Na następny dzień poszedłem do szpitala i lekarz który mnie operował zobaczył wynik USG i zbadał mnie i powiedział że to mała torbiel i nie mam czym się przejmować; zalecił mi przyjść na kontrolę w styczniu/lutym 2012. Od tamtego momentu już się uspokoiłem z całą sytuacją i praktycznie o tym nie myślę. Teraz kilka pytań:
- jak myślicie, czy podjąłem dobrą decyzję (chodzi mi o sytuację usunięcia lub sprowadzenia tego jądra, gdzie wybrałem to drugie) czy może powinienem jednak pójść do szpitala i usunąć to jądro...
- czy nowotwór jądra może przebiegać tak, że jest go bardzo trudno wykryć palpacyjnie czy w każdym przypadku da się to wykryć poza USG
- czy nowotwór ten może przebiegać bezobjawowo w jądrze i mogą być obecne przerzuty?
- jak szybki jest przebieg raka jądra
- co jakiś czas (co prawda powinienem raz w miesiącu ale przez moją obsesję robię to z raz na 3-4 dni) badam palpacyjnie swoje jądra tak jak jest zalecone tutaj: http://rjforum.pl/viewtopic.php?f=8&t=25 jeśli nie występują u mnie żadne z tych objawów to znaczy że mogą być w 100% spokojny?
I jeszcze kilka innych pytań:
- czy rak jednego jądra zwiększa ryzyko powstania tej choroby w drugim
- czy w każdym przypadku trzeba stosować chemioterapię w celu wyleczenia
- powiedzmy że ktoś wyszedł cało z tej choroby i jest po chemioterapii itd. jak wygląda później jego życie? chodzi mi przede wszystkim o długość życia, czy np. 30 letni człowiek po tym wszystkim może spokojnie dożyć 70 lat?
Jeśli dotrwaliście do końca to chcę wam serdecznie podziękować za poświęcony czas na przeczytanie moich wypocin! Pozdrawiam Was wszystkich!