No więc... pozwolę się podzielić z Wami moim wczorajszym zwariowanym dniem...
rano będąc na mieście, zawibrowała mi komórka. Patrze przyszła odpowiedź od Dr Sarosieka, żebym się u niego pojawił popołudniu(napisałem wcześniej do niego o tym podwyższonym markerze). Nie myśląc za wiele, wziąłem wyniki pod pachę i wsiadłem w auto no i punkt
16. byłem pod gabinetem
no i teraz tak:
- zlecił ponownie badania markerów;
- wystawił skierowanie na TK (termin mam 16 stycznia)
- umówiliśmy termin chemii na 19 stycznia ( do wyboru 3BEP lub 4EP - przy czym bardziej zalecana jest ta druga);
No i otrzymałem od niego również sławetną "zieloną" kartę, która wygląda po prostu jak zwykły PIT i nie jest zielona
Na koniec dodał, że zdarzały się błędy w labie (pomylone próbki itd), ale w razie czego mam już wszystko zaklepane! Jako, że nie jestem ogólnie zbyt wylewny to nawet nie wiem jak dziękować dr za tak szybką reakcję.
No i teraz coś co w ogóle zniszczyło mój umysł: wracając z Wawy dostałem telefon od siostry, ze odebrala moj wynik, ktory powtarzalem w czwartek w labie w Poznaniu- a tam: bHCG- 0,10 mIU/ml. Z tym, że bez tego znaczka mniejszości co zawsze...
No i teraz już sam nie wiem bo znowu jest status quo, bo poruszyłem niebo i ziemie i przez nieoficjalne kontakty dowiedziałem się, że w laboratorium też się ździwili rozbieżnościami i postanowili tę moją próbkę z poniedziałku jeszcze raz przebadać, ale wynik im wychodzi taki jaki był...
Sprawa jak widzicie jest zakręcona i w sumie dalej nic nie wiem ;/
Na tę chwilę czekam na wyniki z Magodentu, które myślę, że ostatecznie już rozjaśnią sytuację.