Dobry wieczór!
Forum śledzę przeszło pół roku. Zadawałem nawet jedno pytanie, ale zapomniałem danych konta.
Do rzeczy - w marcu 2015 wyczułem, że z moim lewym jądrem jest coś nie tak - przy dotyku troszkę bolało, poza tym wydawało mi się, że wyczułem coś przy samym jądrze, jakiś guzek. Z każdym dniem ból coraz bardziej rósł. Byłem u lekarza, po badaniu palpacyjnym oraz wykonaniu usg, stwierdził, że to nie nowotwór, a jedynie zapalenie jądra. Przepisał antybiotyk, lek przeciwzapalny, czopki, wszystko na okres 10 dni.
Problem powrócił. Kolejna wizyta u kolejnego lekarza, kolejne badanie palpacyjne, kolejne usg - zapalenie zostało, ale znacznie zmniejszone. Było to po trzech miesiącach od badania pierwszego, na początku lipca.
Kolejne antybiotyki i leki przeciwzapalne nie przynosiły ulgi. Kolejna wizyta w połowie sierpnia. Diagnoza - nie ma nowotworu, nie ma guza, nie ma zapalenia jądra/najądrza, ponoć to wszystko jest wynikiem tzw. bólu udzielonego, który promieniuje od pleców, dokładnie zapalenie korzonków, wynikające z siedzącego trybu życia. Zalecił pływanie (niestety, nie mam nawet czasu, by to zalecenie zrealizować)
Mamy koniec grudnia, ból nie zniknął, wciąż mi towarzyszy, mam wrażenie, że się nasilił. Trzeci doktor nawet nie drukował usg, bo stwierdził, że nie ma, po co. Boję się, że może mi coś być, ale szczerze - nie wiem, czy jest sens iść do kolejnego lekarza, zwłaszcza że w wyniku stulejki byłem obrzezany i dość niekomfortowo mi iść do urologa tak jakby był on lekarzem pierwszego kontaktu.
Zmierzam do następującego - czy możliwe jest, aby lekarze coś przeoczyli? Ostatnio zauważyłem, że wciągając brzuch, jedno jądro, to niebolące, idzie ku górze, a to 'chore' stoi w miejscu. Nie wiem, czy to moje wymysły. Jądra nie dotykam, bo po prostu się boję czegoś wykryć. Nie wiem, co robić. Chciałbym przy tym dodać, że każdy z lekarzy sprawdzał mnie również pod względem przepukliny, kontrolował również nerki. Powoli zaczynam popadać przez to wszystko w depresję.
Czy ktoś może mial do czynienia z czymś takim?