Cześć wszystkim!
Dawno mnie nie było, musiełem chwilkę odsapnąć, więc teraz szybki update
Od ostatniego posta miałem kolejną operację na początku grudnia- RPLND u doktora Rogowskiego. Miało być pięknie, miał być już TYM RAZEM OSTATECZNY KONIEC...
Ale niestety, 2 guzy udało się wyciąć, natomiast mała część znajdowała się bardzo blisko lewej nerki. Doktor Rogowski podjął próbę usunięcia, ale ostatecznie ze względu na ryzyko uszkodzenia nerki zaprzestał tego. Stwierdził, z czego jestem szczęśliwy, że nie ma sensu już teraz usuwać nerki, można z tym poczekać- może guz nie będzie się tak szybko rozwijał. Pousuwał z tego guza to co było możliwe, a to co znajdowało się blisko naczyń- zostawił.
Na początku marca mam kontrolny tomograf. Histopatologia pooperacyjna wykazała oczywiście po raz kolejny dojrzałe potworniaki- tak jak w przypadku wszystkich poprzednich zabiegów operacyjnych.
I teraz pytania jak zwykle do was
Jeśli dobrze rozumiem, ten marcowy tomograf nie będzie jeszcze ostateczny jeśli chodzi o potencjalną operację, tylko posłuży do określenia stanu wyjściowego tego, co tam zostało, a następne badania TK będą pokazywały potencjalny wzrost guza, tak? Jeśli tak, to jak myślicie, do jakich wielkości można spokojnie zostawić potworniaka w tych rejonach zanim się go wytnie? Czytałem na zagranicznych stronach o podobnych przypadkach, gdzie ludzie się z tym nie spieszyli skoro i tak trzeba było usunąć nerkę i usuwali guza dopiero jak urósł do kilkunastu centymetrów- co może oznaczać nawet kilka dodatkowych lat z dwoma nerkami... Domyślam się, że wiele zależy od umiejscowienia guza, natomiast pytam także o to, czy tego typu czekanie przez (przy dobrych wiatrach) kilka lat nie wiąże się ze sporym ryzykiem, iż te potworniaki przekształcą się w coś innego?
Po drugie- doktor Rogowski mówił od razu o tym, że usunie się na spokojnie całą nerkę jak już to urośnie... Ale wiem, że czasem dokonuje się takiego zabiegu tylko częściowo, usuwa się jedynie część nerki, aby ta zdrowa mogła przynajmniej w jakimś stopniu funkcjonować... Wiem, że doktor Rogowski jest najlepszym fachowcem jeśli chodzi o RPLND w Polsce (lub jednym z najlepszych), natomiast jeśli chodzi o tego typu operacje, to myślicie że również powinienem kontynuować leczenie u niego, czy warto rozważyć jakąś zmianę?
Po trzecie- jak możecie się domyślić, znajduję się teraz trochę w takim niesympatycznym zawieszeniu
Mam czekać, aż guz znacząco urośnie i wtedy usunąć go razem z nerką (lub jej częścią) i tyle. Siedzieć, czekać, i patrzeć jak rośnie
A jak dobrze pójdzie to doktor Rogowski mówi że może to potrwać nawet kilka lat (choć u mnie te potworniaki rosną trochę szybciej zwykle). Jako że chciałbym zrobić WSZYSTKO, żeby maksymalnie opóźnić wzrost guza, będę próbował różnych rzeczy, bo lekarze nie proponują mi nic innego niż czekanie.
Czy jesteście w stanie doradzić mi, co mógłbym zrobić żeby w jakikolwiek sposób spowolnić wzrost i dać sobie więcej czasu do ewentualnego usunięcia nerki (im dłużej pociągnę na 2 tym lepiej biorąc pod uwagę mój wiek). Jestem bardzo sceptyczny jeśli chodzi o większość "metod alternatywnych", czytałem ostatnio natomiast o testach klinicznych w Stanach Zjednoczonych szczepionki, którą wstrzykuje się w miejsce guza, a której zadaniem jest maksymalne zastymulowanie systemu odpornościowego w organizmie chorego do walki z ogniskiem nowotworu- początkowe testy na zwierzętach były bardzo obiecujące, obecnie testowane jest to na ludziach.
Na podobnej zasadzie z tego co czytałem działa Iscador, który jest normalnie stosowany i zalecany przez lekarzy jako wspomaganie leczenia onkologicznego w Niemczech czy Szwajcarii, mający na celu zastymulowanie systemu odpornościowego. Czy jesteście w stanie powiedzieć mi coś na ten temat? Myślicie, że istnieje jakakolwiek szansa, że lek ten chociaż minimalnie spowolni rozwój raka, a w najgorszym wypadku chociaż mi nie zaszkodzi (pomijając jego wpływ na budżet, bo z tego co widziałem w niemieckich aptekach to tani nie jest
) ?
Wiem, że na forum raczej nie ma dyskusji o metodach alternatywnych, ale w mojej obecnej sytuacji medycyna konwencjonalna zaleca mi jedynie bierne czekanie- szukam więc nie tyle alternatywnego leczenia, a komplementarnego.
Poza tym to wszystko u mnie dobrze. Od stycznia wróciłem do pracy, powoli wracam do większej aktywności fizycznej. Chcielibyśmy też z żoną postarać się o potomka (na szczęście mam zamrożone nasienie), ale obecne oczekiwanie i niewiadoma, jeśli chodzi o moje zdrowie sprawia, że trochę boję się podejmowania takiej decyzji i wzięcia odpowiedzialności za nowe istnienie w sytuacji, kiedy nie do końca jestem w stanie kontrolować swoje własne. No ale zobaczymy
Dziękuję i pozdrawiam!!