Cześć wszystkim!
Chciałem się z wami podzielić swoim szczęściem, mianowicie rok 2019 w moim przypadku jest już rokiem bez tego cholerstwa!
W międzyczasie miałem 2 razy TK: w styczniu i teraz w lipcu. Zarówno śródpiersie, jak i jama brzuszna- czyściuteńko! A to oznacza, że po raz pierwszy od 2016 roku, 2019 będzie dla mnie rokiem bez operacji, to już wiem, bo kolejne TK dopiero w styczniu 2020
Oczywiście, pojawiły się pojawiły się nowe, ciekawe medyczne "case'y" w moim przypadku- ale do tego jestem już przyzwyczajony, w mojej historii walki z tą chorobą zwykle spełnia się najmniej prawdopodobny scenariusz.
W styczniowym TK wyszło, że "nagle" jedna z moich nerek się znacząco zmniejszyła- z 11-12 cm na około 6-7. I tutaj pojawiło się pytanie- dlaczego?
Chirurg, który robił ostatnie RPLND w tych rejonach, docent Król z Katowic, mówi że w żadnym wypadku nie doszło do żadnego naruszenia naczyń nerkowych ani samej nerki. Co wiecej, mówi, że to jego pierwszy taki przypadek, nigdy też o czymś podobnym nie słyszał. Na operacji był także obecny docent Zieliński z Zakopanego, który również uważa, że operacja udała się w 100% i nic z nerką się nie działo.
Mój guz przed operacją bardzo mocno uciskał tętnicę nerkową. Jest więc podejrzenie, że już po operacji doszło do jakiegoś zablokowania przepływu krwi do nerki, przez co doszło do zmniejszenia. Ale to tylko spekulacje. Obecnie, w lipcowym TK nerka dalej jest taka mała, a nerka lewa już przejęła jej funkcjonalność w dużym stopniu- powiększyła się także o jakieś 1-2 cm.
Moja kreatynina wynosi zwykle 1.2-1.3, a cisnienie mam bardzo niskie, więc nefrolodzy radzą z tym nic nie robić, tylko obserwować. Bez sensu ją już usuwać, skoro nie szkodzi organizmowi, a takie status quo może się utrzymywać przez kolejne 5, 10 a moze i 15-20 lat? Także czekam, badam raz na kwartał kreatyninę i mierzę regularnie ciśnienie.
Słyszeliście może o takim przypadku? Jakieś późne następstwa chemioterapii, czy coś?
Ale chyba nie muszę wam mówić, że mimo wszystko nawet gdyby doszło do utraty tej nerki prędzej czy później, to będzie to ofiara którą jestem w stanie ponieść, żeby wygrać walkę z tą pieprzoną chorobą
Pozdrawiam was wszystkich i życzę dużo siły do walki, wiary i optymizmu. Wierzę, że do końca trzeba z tym walczyć z podniesioną głową, nawet, gdy sytuacja wydaje się już beznadziejna- tak jak było w moim przypadku.
DACIE RADĘ!