Cześć wszystkim!!
Tym razem nie mam pytań, chciałem się tylko z Wami podzielić postępami w moim przypadku i doświadczeniami z przebytych operacji.
Jak wiecie, z uwagi na bardzo szybki wzrost guzów w węzłach w przestrzenii zaotrzewnowej i klatce piersiowej, musiałem przejść odpowiednie operacje, o których chciałbym napisać.
1. RPLND
To serio nie jest taka straszna rzecz, zwłaszcza jeśli ktoś był już "zahartowany" chemioterapią
Z dnia operacji pamięta się niewiele, głównie dochodzi się do siebie. Nie można natomiast mówić o bólu, przynajmniej nie w moim przypadku, bo podawane są odpowiednie leki przeciwbólowe. Najmniej przyjemną kwestią są prawdopodobnie restrykcje po operacji dotyczące picia- ja w dniu operacji, jak i dzień po nie mogłem totalnie nic pić (poza kroplówką oczywiście), co naprawdę bywa męczące, więc dzien przed operacją porządnie się napijcie
Później jest proces powolnego wstawania, pierwszych kroków i walki z samym sobą, ale jest to ciekawe doświadczenie i przeżycie. Wszystko da się pokonać, a to na pewno.
Operował mnie doktor Rogowski, i dzięki temu prawdopodobnie uratował mi nerkę- mój guz był już naprawdę wielki i "owinięty" wokół niej, a niesamowity dokor zdołał go wyciąć bez jej naruszenia- usunięto mi jedynie miedniczkę. Jeśli tylko możecie- róbcie tę operację właśnie tam
Najlepszy lekarz, wspaniały człowiek, no i co również jest ważne- nowiutki szpital, w którym po prostu przyjemniej dochodzi się do sprawności. Polecam, jeśli w ogóle można to tak określić
Aha, i jeszcze ciekawostka- dwa-trzy dni przed operacją odczuwałem silny ból w podbrzuszu, po drugiej stronie od moich guzów. Bałem się już, że to nowe przerzuty, ale ból bardziej pasował do wyrostka. Przed operacją powiedziałem to doktorowi. Powiedział że skoro mnie otworzy to wszystko dokładnie sobie poogląda, i wytnie cokolwiek to będzie
Wyrostek nie wyglądał na zapalony, ale doktor wyciął go i tak zapobiegawczo... I co się okazało w histopacie? Że było w nim zapalenie
Miałem chyba największego farta na świecie, że doszło do tego 3 dni przed operacją, bo gdyby było to dzień-dwa później, to później będąc na lekach nic bym nie czuł, albo zwalałbym to na operację, a później otwieranie awaryjne ponownie jamy brzusznej po tak powaznej operacji byłoby bardzo ryzykowne, więc miałem kupę szczęścia.
Histopat pokazał potworniaka, co uspokoiło mnie niezmiernie jak się domyślacie
2. Wycięcie guzów z klatki piersiowej
Idąc krok po kroku już w szpitalu planowałem kolejną operację. Umówiłem się z doktorem Głogowskim, który operuje to Instytucie w Warszawie metodą klasyczną, oraz z profesorem Zielińskim z Zakopanego, który większość tego typu przypadków robi nową techniką TEMLA. Profesor powiedział że nic nie jest pewne, ale że moje zmiany wyglądają dobrze i prawdopodobnie uda się je tak usunąć.
A różnica, dla wszystkich którzy nie wiedzą, jest GIGANTYCZNA.
Zamiast klasycznego cięcia międzyżebrowego, albo co gorsza- cięcia mostka, w Zakopanem nacinają tylko lekko szyję tuż nad mostkiem (cięcie ma dosłowie 5-8 cm), podwieszają lekko mostek i wycinają guzy. Profesor podjął się tej operacji i udało się to właśnie tak zoperować. Moja operacja odbyła się w środę. Podczas gdy cięcie mostka to spory ból i pobyt w szpitalu, ja w czwartek, DZIEŃ PO OPERACJI miałem już zdjęte szwy i zastąpione plastrami, a w piątek, 2 dni po operacji, zostałem wypuszczony do domu
Szpital jest bardzo stary, ostatni remont miał miejsce chyba jeszcze za komuny, więc sale pozostawiają bardzo wiele do życzenia, ale przeciez nie to jest najważniejsze! Leczą tam niesamowici specjaliści. Zdecydowanie polecam Zakopane, a jeśli w waszym przypadku jest to możliwe- metodę TEMLA. Profesor Zieliński przyjmuje także pacjentów w Krakowie i Rudzie Śląskiej, gdybyście chcieli go złapać i umówić się na operację.
Wróciłem do pracy już w zeszłym tygodniu, 5 dni po operacji klatki piersowej. Czuję się doskonale, zwłaszcza mając świadomość, że nie mam już w sobie tego cholerstwa
Obecnie mam przerwę po półrocznym maratonie szpitalnym. Czeka mnie jeszcze tylko tomografia która pokaże na 100%, że jestem już "czysty". Nie spieszę się z nią jednak- doktor Rogowski powiedział, że po RPLND najwcześniej można ją robić pół roku po, żeby wszystko w brzuchu wróciło do normy, w związku z czym teraz mogę się spokojnie cieszyć wakacjami
Do wszystkich, dla których chemia nie oznacza końca leczenia- NIE ZAŁAMUJCIE SIĘ. Wiem jakie to jest uczucie- 3 miesiące czekasz na koniec chemii, a kiedy on już nadchodzi i cieszysz się tym wali w Ciebie wiadomość, że przerzuty nie zmalały, albo wręcz urosły, co na pewno powoduje lekką załamkę. ALE NIE MA CO SIĘ ZAŁAMYWAĆ, trzeba działać
Wyciąć to cholerstwo do reszty, a potem po prostu cieszyć się życiem, każdym kolejnym przeżywanym dniem
Obecnie mam jedynie obawy dotyczące wytrysku- pomimo, że doktor Rogowski powiedział iż nie naruszył tego newralgicznego nerwu, to w 2 miesiące po operacji nadal nie mam wytrysku. Ale z tego co przeczytałem na forum jest to jednak mozliwe, i może go jeszcze odzyskam, w co szczerze wierzę
A jeśli nie, no cóż... Bywa
Na szczęście zamroziłem nasienie przed całym tym zamieszaniem, więc czuję się trochę spokojniejszy.
Pozdrawiam was wszystkich i bardzo dziękuję Wam za pomoc i wszystkie dobre słowa. Życzę siły wszystkim, którzy nadal walczą. Jestem z wami. Dacie radę, w to nie wątpię. Po prostu innej opcji nie ma. Powodzenia!