Hej Trollu,
widzę, że z Tobą nie ma lekko i lubisz dawać zadania domowe
Trudno jest zacząć w sposób rzetelny ten wpis, więc skrobnę kilka moich bardzo subiektywnych uwag.
Wiem, że dokonałem własciwego wyboru w moim skomplikowanym przypadku. Nawet jeśli badania histopatologiczne wkażą coś złego to czuję się lepiej. Z czystym sumieniem przed sobą mogę powiedzieć, że zrobiłem wszystko co w mojej mocy, aby pozbyć się obcego raz na zawsze.
Czas pomiędzy chemioterapią a RPLND:Oj działo się wtedy bardzo wiele. Razem z Ewą jeździliśmy z miejsca w miejsce zastanawiając się jaki wariant leczenia podjąć dalej. Pojawiały się bardzo różne opcje - nóż cybernetyczny, radioterapia klasyczna lub obserwacja. Niestety zabieg RPLND nie był możliwy ze wzgledu na bardzo rozległą zakrzepicę. Słuchając bardzo różnych opinii lekarzy specjalistów w pewnym momencie stanęliśmy w rozkroku. (Jak to napisano - osiołkowi w żłoby dano ....) Mieliśmy szczęście spotkać fantastycznego lekarza, który powiedział - jak już rozważysz wszystkie opcje i się zdecydujesz to ja usunę te węzły (dzieki za te słowa dr Rogowski). Potem wiele dni myślenia, wariantów, konsultacji aż do spotkania z chirurgiem naczyniowym, który powiedział: "wiesz to prosty zabieg. Ja zrobiłbym cięcie z prawej strony, ominął pępek i usunął wszystko, nawet w obecnym stanie takiej zakrzepicy. Radioterapia radykalna (propozycja lekarza w CO w Gliwicach) spowoduje znaczne spustoszenie organów i naczyń wokól i operacja będzie znacznie trudniejsza. Zawsze można Cię otworzyć i jesli się nie da usunąć to leczyć potem radiologicznie." Tak proste i mądre słowa wskazały drogę. Właśnie wtedy podjąłem decyzję, że skorupiaka trzeba usunąć chirurgicznie.
Ponieważ życie nie jest proste to czas od czerwca do dzisiaj to walka, aby do zabiegu mogło dojść. Walka głównie z zakrzepica i przygotowanie. Pod tym względem zazdrościłem wszystkim chłopakom z tego forum, że oni mogą się pozbyć tego i zamknąć rozdział... W mojej głowie lęgły się myśli, że każdy dzień zwiększa szanse nawrotu ... (ot takie urojenia).
Potem były kolejne wizyty u dr Rogowskiego (jedyny, ktory chciał się podjąć operacji i dał nadzieję) i czekanie na termin.
Właściwie ostatni miesiąc przed operacją był najtrudniejszy mentalnie. Kiedy zachorowałem wszystko toczyło sie tak szybko, a w dodatku mój organizm był tak słaby, że nie rozwodziłem się nad sytuacją. Teraz było inaczej. Będąc względnie sprawnym czlowiekiem (praca, życie codzienne) miałem mnóstwo czasu na rozmyślania. To wszystko potęgowało stres. Dzisiaj wiem, że zupełnie bez sensu.
Zabieg:Z długą listą wykonanych badań (pierwszy raz słyszałem, że bada się takie parametry krwi) pojawiliśmy się z kochaną żoną kwoką w szpitalu. Szybkie przyjęcie przez SOR i skierowanie na oddział urologiczny. Trochę marudzenia ponieważ procedura przyjęcia wyglądała troche inaczej niż nam się wydawało. Potem spacer w parku i wygrzanie kości w parku koło stawu. Na szczęście po przyjęciu w niedzielę nie było czasu na dzielenia włosa na czworo. A w poniedziałek w pierwszej kolejności na stół. Pamiętam rozmowę z pielegniarką i anestezjologiem zanim zasnąłem. Oj sporo głupot naplotłem mląc ozorem na sali wybudzeń przy salach operacyjnych. W tym czasie Ewa była już po rozmowie z dr Rogowskim i chyba nawet go wyściskała ....
Teraz jestem po rozległej operacji. Usunięto pozostałości przerzutów. Ból daje sie kontrolować, a co najważniejsze dobę po zabiegu można zacząć chodzić. Na początku pojawia się znajoma sylwetka goryla, ale potem wszystko wraca do normy. Nawet przymusową głodówkę (nie wolno ani jeść ani pić) przez jakiś czas da się przeżyć.
Wiem, że teraz będę dużo spokojniejszy i choć przez zakrzepicę już pewnie nigdy nie wrócę do swojej sprawności fizycznej to jednego wroga mam za sobą. Teraz pozostaną tylko badania kontrolne no i odrobina stresu przy odbiorze hispatu po RPLND.
Dałby Bóg, aby to był mój ostatni pobyt w szpitalu ze względu na mojego raka..
Adam
PS: Strach ma wielkie oczy .... i nic więcej
PPS: Dominik - wielkie dzieki za maile - dobrze, że na początku ja mogłem Ci pomóc i choć trochę spłacić dług wdzięczności...
JurekO - pamiętamy z Ewą o Tobie i Twojej walce. Dasz radę chłopie i niedługo w Krakowie pójdziemy na dobre czeskie piwo.
PPPS: Moi Kochani dziękuję za każda ciepła myśl, słowo czy modlitwę w mojej intencji...
Trollu, czy o takie przemyślenia Ci chodziło?