A ja dopisze słów parę jeszcze nie do Sławka ,bo o tym z nim rozmawiałam a do Was moi drodzy , którym wam rece opadaja i słow brak..Chciałabym cos ważnego powiedziec o smierci o temacie tabu , który tak naprawdę nie istnieje w naszym doświadczaniu... Bo czymze jest śmierc?
Zacznę od praw fizyki,, Zasada zachowania energii – empiryczne prawo fizyki, stwierdzające, że w układzie izolowanym suma wszystkich rodzajów energii układu jest stała w czasie. Oznacza to, że energia w układzie izolowanym nie może być ani utworzona ani zniszczona, mogą jedynie zachodzić przemiany jednych form energii w inne. Przykładem zmian energii z jednej formy w inną jest zamiana energii chemicznej w energię cieplną, co zachodzi np. podczas procesów spalania (np. spalanie wodoru w tlenie, spalanie paliw itp.),,
Jesteśmy energią - przede wszytskim energia , która ożywia pewną masę komórek zwanych ciałem ludzkim. Dla większości z nas ta energia to Dusza. Czym dokładnie jest? nikt z zyjących ludzi pewne tego dokładnie nie wie a jeśli wie nie bardzo moze to udowodnić..Niemniej jednak jest to mało istotne jakie są najdrobniejsze szczegóły, zapewne niektóre z nich mogą być najzwyczajniej w świecie niezrozumiałe..Nazwijmy ją Duchem - Duchem , który ożywia ciało-materię.. Kiedy następuje moment śmierci w postrzeganiu ziemskim a raczej fizycznym -następuje przemieszczenie owej energii -opuszcza ona dotychczas zamieszkujacą materię czyli ciało. My pozostający wokół ciała ludzie postrzegamy to jako pewien koniec - koniec relacji z ciałem w którym owy duch zamieszkiwał. Ale czy bezsprzecznie możemy uznać ,ze ta istota umarła? Czy raczej Duch opuscił dotychczasową fizyczną oprawę? Żadna ze znanych mi istniejących kultur nie uznaje smierci fizycznej ciała jako śmierć istoty czy koniec zycia. Taki punkt widzenia zupełnie zmienia sposób postrzegania calej powyższej istoty rzeczy..
To z czym mamy najwiekszy problem biorac pod uwagę obecna cywilizację to podważanie wszelkich wierzeń kultur naszych przodków... nawet najbardziej wierzący chrzescijanie z rozdartym sercem opłakuja swoich bliskich jakby umarli na zawsze...jakby przestali istniec na zawsze... Jesteśmy istotami małej wiary..ubogich rozumków.. taka nasza słabość...
jak to więc jest z tą smiercią? kogo ona tak naprawdę dotyczy? najbardziej dotyczy nas..niedowiarków ,którzy zostajemy z tesknotą w sercach..żalem, którzy nie potrafimy pogodzić sie z rozstaniem.. Tak ,jestesmy słabi..
Czy jednak śmierć moze dotyczyć osoby , która umiera? czy jest ona w stanie zarejestrować , przezyc ten moment? Sadzę ,że nie... ponieważ póki jest tu z nami doświadcza tego zycia, tego bycia..w momencie kiedy odchodzi z ciała zmienia jedynie formę w której sie znajdzie, znajduje.. Podobno jest to uczucie jak przebudzenia ze snu...Śniąc doswiadczamy róznych wrażeń, stanów, emocji kiedy budzimy się powracamy do innej rzeczywistości, do innego stanu... Czy ktokolwiek z Was miał poczucie straty po przebudzeniu?.....
Wiem , to poczatkowo bardzo trudne do zrozumienia a raczej do zaakceptowania..gdybysmy jednak nie odcieli się od przeszłości, od mądrości naszych przodków nie byłoby nam dzis tak trudno o tym mówić myśleć czy doświadczać..
Najgorszą rzeczą jakiej doświadczamy w relacji z osobą ,która może odejść a własciwie jaką często jej fundujemy to karmienie jej naszym własnym lękiem, obawami a czasem nawet tchurzostwem.. Często nasze postepowanie dyktowane jest lękiem i obawami przed nami samymi , przed tym czego my bedziemy doswiadczali... i jeszcze za zycia tej osoby dokonujemy jej pochówku traktując jak już umarłą... I to jest dla nich a niebawem i dla nas najtrudniejsze...
Kolejnym błędem a właściwie tym pierwszym jest diagnoza wypływajaca z ust lekarza... zostało ci jeszce 3-4 miesiaca zycia, rok zycia ...bla bla bla...
Nikt, zaden lekarz nie wie ile jeszce komu zostało.. czasem sprawy przyjmuja niebywały obrót..Jedno jest pewne , każdy z nas umrze i nie ma innego wyjścia...
Kiedy nam lekarz powiedział ,,nie chcę wam odbierać nadzieii ale też nie chcę dawać fałszywej,, miałam ochote zapytac go a jaką pan ma pewność ,ze nie ma pan tetniaka w głowie który jutro moze pęknąć... lub jaka ma pan pewność ,że nie potrąci pana na pasach zamyslony lub pijany kierowca? Moze to pana ostatni dzień? wow i jak sie pan teraz czuje????
Każdy z nas w każdej chwili jest narażony na śmierć. ale czy całe dnie spedzamy na rozmyslaniu czy to ten czas czy to ten dzień? umierając juz za zycia?
Czy swiat dzieli sie na ludzi zdrowych ,którzy nigdy nie umrą i na tych chorych ktorzy umrą niebawem?
jakie są kryteria wyznaczajace sens życia? jego długość? im wiecej tym lepiej ? czy jego jakość?
Czy ktokolwiek z nas lub was doświadczył kiedykolwiek przeszłości lub przyszłości żyjac w dniu dzisiejszym?
Czy też prawdą jest ,ze doświadczamy jedynie TERAŹNIEJSZOSCI? dnia dzisiejszego? tego własnie dnia, godziny, minuty ,sekundy?
Czy wobec takiej prawdy dla poszczególnej jednostki ma znaczenie przeszłość lub przyszłość? Czy one istnieją? czy są jedynie wspomnieniem lub marzeniem ?...
Oczywiscie bywa trudno...kiedy rodzic osieroca małe dziecko..wtedy trauma sie przedłuża bo dziecko nie rozumie..bo potrzebuje ukochanego rodzica... Kiedy odchodzi ukochana osoba czujemy wielka tesknotę..potrzebujemy czasu zeby się z tym uporać..
Jednak mimo wszytsko śmierć- transformacja energii - nie jest tak straszna jak ją sobie wyobrażamy, jakie stworzyliśmy na jej temat opowieści..
Straszna jest natomiast SAMOTNOŚĆ osoby chorej, opuszczonej, kochanej czy niekochanej..
Izolacja osób bliskich..
Fizyczne i emocjonalne cierpienie jakie temu towarzyszy...
to są refleksje które pwstały we mnie na skutek doswiadczania życia , cierpienia, miłości , tesknoty, radości i smutku..
a takze bezpośredniego towarzyszenia w śmierci...
<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3
Odwagi Kochani życzę Wam i sobie !