Witajcie.
Jestem w kropce i czuję zlosc. Moj partenr od 16stego zaczyna pieciodniową chemie, potem ósmy dzien dolewka i czternasty. Takie ma miec trzy cykle. Oczywiście trudno jest mi wyjasniac mojemu facetowi, ze praca to nie wszystko. Bardzo martwi sie o prace. Ja juz chwilami nie wiem co mowic juz. Przeciez to nie jest teraz w tej chwili wazne. Wiem, ze partner boi sie klopotow finansowych. Ale ja tez pracuje. I nie jest az tak tragicznie. Poza tym mozemy liczyc na pomoc moich rodzicow i rodzicow partnera. Pisze teraz troche pod wplywem emocji, wiec moze nie skladnie, wybaczcie.
Dodatkowo irytuje mnie kierowniczka mojego faceta. Sugeruje Mu, ze jesli bedzie sie dobrze czul w trakcie chemi to moze by pojechal na jakies glupie szkolenie na drugi koniec Polski. Chyba oszalala . Mój partner pracuje w markecie budowalnym, I to nie jest lekka praca. Na dodatek jest tam ciagle zimno. Chemia zaczyna sie w poniedzialek. A On mial isc na caly weekend do pracy. Pomimo, ze wczesniej uzgodnil, ze wezmie dwa dni urlopu przed chemią. No ale ludzi tam nie mają i musial przyjsc . Krew mnie zalewa. Bardzo sie boje...wlasciwie caly ten tydzien jak chodzil do pracy, martwilam sie, ze sie przeziebi przed samą chemią. To Jego pierwszy tydzien pi chorobowym ( operacji usuniecia guza).
Moj UKochany martwi sie ile dostanie zwolnienia i wogole....ech...tylko praca i praca...a tu przeciez o zycie chodzi....czy On kiedys przystopuje...za bardzo sie oddaje pracy.....w chwili diagnozy w grudniu, najbardziej bal sie o prace
Powiedzcie jak to u Was wygladalo ze zwolnieniem lekarskim w trakcie chemioterapii? bo ja juz nie wiem jak dotrzec do mojego uparciucha..