Takie niekonwencjonalne przywitanie ale chyba właściwe.
W dużym skrócie:
- "jakieś grudki" w jajku już od co najmniej kilku miesięcy, a może i dłużej (trochę to zaniedbałem, gdyż to jądro nie było normalne od czasów powikłań po śwince za nastolatka - kilka lat temu badane, wtedy bez żadnych groźnych zmian)
- badania, konsultacje urologiczne, USG tu, USG tam i siam, standard - każdy mówi to samo - ciąć
- badania markerów w połowie grudnia - wszystkie w normie
- badania markerów w dzień przed zabiegiem - AFP podniesione o jakieś ~50% ponad normę
- 3 tygodnie temu orchidektomia - prawe out
- tydzień po zabiegu - AFP z powrotem w normie, a nawet chyba nieco poniżej poziomu z połowy grudnia
- zrastanie się i pełne nerwów czekanie na wyniki hist-pat oraz co dalej
- dziś wyniki - załączam istotny fragment
- więcej czekania nim to wszystko zobaczy onkolog, w końcu porobią skany kadłuba i powiedzą co dalej
Piszę głównie z dwóch powodów, trochę wsparcia zawsze się przyda oraz również rady i sugestie co i jak od bardziej obeznanych z tematem.
Generalnie wiem, że jeśli nie będzie przerzutów to mogę dostać jeden cykl chemii. Warto jej unikać czy lepiej brać na klatę? No i czy duże są szanse, że jednak będą przerzuty? USG węzłów w tydzień przed zabiegiem nic takiego nie pokazywało ale to chyba dość powierzchowne badanie...
No, a jeśli byłby jakiś przerzut, to wolę nie myśleć. Już się czuję jak cały jeden wielki przerzut - tu mnie coś boli w kadłubie, tam coś strzyka, o rany rany, to na pewno przerzuty...