Zdecydowałem się (no tak na 99%) na radioterapię. W piątek mam jechać do Koszalina do Affidea żeby przejść jakieś badania i od przyszłego tygodnia miałbym zacząć leczenie. Mam dostać 10 dawek, w tym czasie bym przebywał w Mielnie skąd byłbym dowożony do szpitala (mogę też wybrać leżenie w szpitalu).
Wiem, że wszyscy tu polecają chemię ale osobiście jakoś nie mogę się do tego przekonać. Być może przemawia do mnie jakiś podświadomy strach
Jestem świadomy, że radioterapia może być mniej skuteczna ale z drugiej strony liczę, że w mojej sytuacji okaże się wystarczająca. Mam nadzieję, że nie popełniam poważnego błędu. Zdecydowałem się chyba zaufać lekarzom, którzy ze mną rozmawiali na konsylium. Poza tym skoro to jest zgodne ze standardami..
Badania nasienia nie robię. Jeśli jest nawet tak jak pisał dr Sarosiek to teraz to i tak już nic nie zmieni a tylko bym się dodatkowo dobijał. Wolę żyć w świadomości że wszystko jest i będzie dobrze. Nawet jeśli faktycznie nie jest to nawet na tym forum czytałem o przypadkach osób z kiepskim nasieniem, którzy potem zostawali szczęśliwymi rodzicami. Wolę się tego trzymać. Pozytywne myślenie ponoć też ma wpływ na leczenie.
W piątek napisze co ciekawego dowiedziałem się w Koszalinie odnośnie leczenia. Choćby z informacją dla innych bo większość przypadków na forum dotyczy chemioterapii. Może kiedy komuś przydadzą się te informacje.
A póki co męczę się z żółtymi bąblami na skórze (ramiona i klatka piersiowa) po zbyt intensywnym opalaniu. Mam nadzieję, że to w żadne sposób nie wpłynie na rozpoczęcie leczenia. BTW. zna ktoś dobry sposób na te bąble i złagodzenie pieczenia? Bo podróż w piątek pociągiem zapowiada się ciekawie...