Witam forumowicze. Zwracam się do was z Pytaniem, ale najpierw trochę z mojego "CV".
Jakoś Kwiecień/Maj 2019 miałem promieniujący ból z podbrzusza do lewego jądra, wyczułem też wtedy coś twardego na nim. Oczywiście poleciałem do urologa, który mnie uspokoił po USG i macaniu że to jakaś torbielka (taki urok moich jąder) a ból był pewnie ze stresu. Historia zatacza koło pod koniec lutego. Miałem na początku Lutego wydłużane wedzidelko, trochę w domu leżałem i zaczęły mnie boleć plecy (te plecy są ważne) lecz po kilku dniach przestały. Natomiast pod koniec lutego przy rutynowej kąpieli znowu wyczułem zgrubienie (nie wiem czy to było to samo, ponieważ było mniejsze i trochę inne, lecz w podobnym miejscu). Zaznajomiony znowu poleciałem do lekarza, tym razem oprócz tego wspomnianego wykrył mi jeszcze na górze jądra drugie. Znowu mówił że tylko torbielki i taki "urok". Że rak ogólnie jest rzadki i żebym się nie przejmował. Tylko że te plecy znów mnie zaczęły boleć w ledzwiach, a te zgrubienia dalej są. Co byście zrobili na moim miejscu? Uspokoili się i zaufali lekarzowi? Czy USG może całkowicie wykluczyć raka? Ile taki rak się wogole rozwija? Dzięki odrazu z góry za odpowiedzi i Pozdrawiam.